Mleko vs mleko



Nieco martwiące jest dla mnie to, że tak szybko przyszło nam się zmierzyć z faktem, że za tydzień Iga skończy 6 miesięcy (wpis niestety był jakiś czas szablonem). Pojęcie miesięcy nie brzmi tak strasznie jak to, że minie dokładnie PÓŁ roku naszej macierzyńsko-tacierzyńskiej przygody. Ponieważ jednak jesteśmy optymistami napiszemy, że jest to pół roku okresu, który zdecydowanie opisuje szklankę do połowy pełną, a nie pustą (z reszta nie wiemy jak inaczej można myśleć o tak cudownym okresie nieprzespanych nocy i bolących rąk ;)). Obiecujemy sobie, że do igowej 18nastki będziemy starali się być tak czułymi i dbającymi o dziecko rodzicami (później oczywiście dalej będziemy czuli i dbający, ale pewnie będziemy musieli udawać że nie boli nas to, że Ona pewnie tego nie będzie od nas oczekiwała).

Jednak póki I. ma tygodni tyle ile ma, a ja (mama) mam jeszcze dokładnie drugie tyle swobody i czasu na bezgraniczne oddanie się opiece nad Mała, wykorzystam to najlepiej jak się da.

Niestety jednak z kilku powodów przyjdzie nam się rozstać z naturalną metoda karmienia i zastąpimy ją wszech obecnie znaną metodą zastępczą (zabrzmiało groźnie, pewnie przez moje nastawienie), czyli karmienie mlekiem modyfikowanym. Dla mnie jest to istny kosmos, ponieważ nie tylko przychodzi mi zmierzyć się z wyborem mleka odpowiedniego dla naszej córki, ale z psychicznym uczuciem, spowodowanym utratą tego co do tej pory było tylko NASZE. Ogromnie cieszy mnie fakt, że od tego momentu każde karmienie będzie również mogło należeć do P., jednak cała ta otoczka ble ble ble. Nie będę już Was zanudzać, ale prawda jest taka, że myślałam, że nie zaboli (a nieco zabolało).

Zatem... do tematu podeszliśmy poważnie.
Najpierw postanowiliśmy pobadać opinię publiczną (czytaj grono karmiących znajomych) odnośnie ich mlecznych doświadczeń. Niektórzy opowiadali o pierwszych zębach, inni o czekoladzie, niektórzy potraktowali nas poważnie i podzielili się wiedzą tajemną uczulając na pewne aspekty tematu.
Kolejnym etapem to samodzielne rozpoznanie rynku producentów spośród dostępnych na rynku produktów. Istny szał-pał, przyznam, że stojąc na przeciwko tej przeogromnej półki w Tesco Iga z wózka zdążyła dać mi znać, że za długo stoimy (czyli nuda). A ja mimo zgłębiania się w etykiety dalej nie wiedziałam co z sobą począć,w końcu poszłyśmy do domu z pustymi rękoma.
Najlepsze okazało się rozeznanie w Internecie, ponieważ w domu, na spokojnie (czyli po nocy), mogliśmy przyjrzeć się temu co producent mówi o swoim produkcie w liczbach (mam tu na myśli wartości odżywcze! I jak się okazuje nie tylko). Jakie było moje zdziwienie gdy przyglądałam się zestawieniom z ilościami glukozy (o zgrozo), czy temu co jest naprawdę istotne... 
Przy okazji podlinkuję imho ciekawą analizę odnośnie analizy mleka modyfikowanego (co prawda z 2011 roku, jednak czy aż tak wiele zmieniło się w specyfice zawartości tych wszystkich kartoników?)

Zawartość wybranych mineralnych składników żywieniowych w mleku modyfikowanym dla niemowląt dostępnym w szczecińskich sklepach


Prawda że zaskakujące? W szczególności wnioski pozostawiają wiele do życzenia (do życzenia od mleka, nie od analizy :))

Komentarze